Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To mnie. Ale żali ustrzeże ciebie?
— Nie, panie, mnie ustrzeże. Gorzej będzie Z tobą.
— Pyszałek jesteś. Jutro każę cię obiczować.
— Uczynisz, panie, co zechcesz.
Joel zamilkł. Nie był jednak zadowolony z rezultatu rozmowy. Milczał jeszcze przez chwilę, następnie zaś rzekł głosem bardzo łagodnym:
— Daruję ci winę, bo mi służysz i przez noc prowadzisz.
— Dziękuję ci, panie.
— Czy w tym borze są dzikie zwierzęta?
— Są, panie.
— Czy mogą nas opaść?
— Mogą, panie.
— I mogą nam krzywdę wyrządzić?
— Nic nam, panie, nie uczynią.
— Znowu mówisz tak, żeś jest niezrozumiały.
— Bóg strzeże swe sługi, panie.
— Jakże ty Bogu służysz, głupcze?
— Całem życiem, panie.
— Życie twoje obraża Boga.
— Życie ubogich nie obraża Boga, panie.
— Więc czyje życie obraża Boga?
— Życie bogaczów, panie.