Strona:PL Niemcewicz - Rok 3333.pdf/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ten hałas porwały się wszystkie żydy z ław swoich, a mój przyjaciel szambelan szepnął mi: „Pójdź waść w tę stronę, a wygo­dnie wszystko zobaczysz". Jakoż otworzyły się podwoje i zaczął iść dwór królewski, pazie, szambelanowie, panowie radni. Nakoniec ukazał się sam król Moszko, a wtem wszystkie żydy, co tylko ich było, jęli się kiwać na kształt chińskich bałwanków. Mój przyjaciel szambelan powiedział, że ten był sposób witania króla. Osoba monarchy wielce mi się okazałą wydała! Był to pan, mogący mieć około lat czterdziestu, niezmiernie czerwony, tłusty i piegowaty, pejsaki miał rudo-kasztanowate, brodę tejże samej maści. Łapserdak i opończa były z czarnego aksamitu z potrzebami jak najpiękniejszej mody. Jarmułkę otaczał szereg pereł różowych, z których każda po 50 karatów mieć mogła; u szyi freza obyczajem żydowskim, z tej na złotym łańcuchu zwieszał się order na kształt złotego runa, lecz przyjaciel mój powiedział mi, że to order Icka Wielkiego.
Nic atoli nie zastanowiło bardziej blaskiem nadzwyczajnym oczu moich, jak cycele wiszące u kolan królewskich: były to sznurki z samych soliterów, z których najmniejszy jako orzech duży. Szambelan powiedział mi, iż ojciec królewski Moszko XI dał za te cycele 10 milionów złotych holenderskich. Za danym znakiem żydy przestały się kiwać i przedniejsi panowie uczynili koło. Wtenczas król obchodząc krąg cały, rozmawiał z każdym prawie, niektórych faworytów familiarnie targał za pejsaki i brodę, w konwersacji mieszając dowcipne żarciki, jak mnie przynaj­mniej zapewniał przyjaciel mój szambelan, cała bowiem rozmowa była w żydowskim języku. Po skończonych pokłonach, choć sta­łem zdaleka, król spostrzegł mnie, a zdziwiony figurą moją, ka­zał do siebie przystąpić. Powiedziano mu, żem był z dalekich krajów wędrownik. Monarcha z nieporównanym wdziękiem rozśmiawszy się do mnie, podał mi swą rękę, którą ja z najżywszem uczuciem pocałowałem.
Odprowadził mię przyjaciel mój szambelan aż do dorożki mojej, a żegnając oświadczył, iż życząc, by pobyt mój w Moszkopolis był jak najprzyjemniejszym, zaprasza mnie na bal do ciotki swojej, hrabiny Rachel, na ulicy Łokszyn mieszkającej. „Nim wieczór nastąpi", przydał grzecznie: „będziecie może chcieli widzieć ciekawości Moszkopolis, oto jest bilet", rzekł, dając mi kartę, „za którym wszędzie wolny przystęp otrzymasz; trzeba jednak, przydał ze znaczącą miną, znać się na grzeczności". Po­żegnawszy się wsiadłem do pojazdu, nie mogąc pojąć, jak do