Strona:PL Nie-boska komedja (Krasiński).djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

PANKRACY: Nie przerywaj, bo są ludzie, którzy na klęczkach mnie o takie słowo prosili, a ja im tych słów skąpiłem!
Tam spoczywa Bóg, któremu już śmierci nie będzie, Bóg, pracą i męką czasów odarty z zasłon, zdobyty na niebie przez własne dzieci, które niegdyś porozrzucał na ziemi, a one teraz przejrzały i dostały prawdy. Bóg ludzkości objawił się im.
MĄŻ: A nam, przed wiekami — ludzkość przezeń już zbawiona.
PANKRACY: Niechże się cieszy takiem zbawieniem, nędzą dwóch tysiący lat, upływających od Jego śmierci na krzyżu!
MĄŻ: Widziałem ten krzyż, bluźnierco, w starym, Rzymie; u stóp Jego leżały gruzy potężniejszych sił, niż twoje, sto bogów, twemu podobnych, walało się w pyle, głowy skaleczonej podnieść nie śmiało ku Niemu — a On stał na wysokościach, święte ramiona wyciągał na wschód i na zachód, czoło święte maczał w promieniach słońca — znać było, że jest panem świata.
PANKRACY: Stara powiastka, pusta, jak chrzęst twego herbu, (uderza w tarczę)
Ale ja dawniej czytałem twe myśli. Jeśli więc umiesz sięgać w nieskończoność, jeśli kochasz prawdę i szukałeś jej szczerze, jeśliś człowiekiem na wzór ludzkości, nie na podobieństwo mamczynych piosneczek, słuchaj, nie odrzucaj tej chwili zbawienia! Krwi, którą oba wylejem dzisiaj, jutro śladu nie będzie. Ostatni raz ci mówię: jeżeliś tem, czem wydawałeś się niegdyś, wstań, porzuć dom i chodź za mną!
MĄŻ: Tyś młodszym bratem szatana! (wstaje i przechadza się wzdłuż) Daremne marzenia! Kto ich dopełni? Adam skonał na pustyni — my nie wrócim do raju...