Strona:PL Negri Niedola Burze.pdf/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I nietknięty przechodził wśród bluźnierstw ohydy,
Ludzkiej, stłoczonej tam trzody.

A kiedy po wybuchach sprosnych, martwa cisza
Zalegała przędzalnię przedwieczorną porą;
Kiedy głuche znużenie ciężyło na piersiach
Kobiet, kradnącą dech zmorą; —

Gdy wyczerpani tkacze, z posiniałą twarzą,
Z szałem w oku, rzucali cewki swe bez słowa —
W dusznych salach fabryki rozbrzmiewał głos ptaszy,
Dzwoniła piosnka brukowa.

To śpiewał on! On buchał z nad tego bagniska,
Jako błędny ogieniek, wesoły i złoty,
Rękę mając na szpulce, na ustach hymn życia,
A w wątłych piersiach — suchoty.

Zwolna, powoli — uwiądł. Fatalny, złowrogi
Jest dla dziecięcych piersi, tak wiotkich jak kwiaty,
Dech przędzalni, ziejący w nie pyłów tysiącem
Mordercze swoje miazmaty.

Zwolna, powoli — osłabł. Fatalną, złowrogą
Jest dla dziecięcych ramion ta praca nad siły,
Co tłoczy je, przygniata, wysysa krew z twarzy
I ogniem rozpala żyły.

Aż raz u stóp maszyny, ryczącej z rozpaczą,
Padł zemdlony. A wtedy podjęło go z ziemi
I wyniosło rąk dwoje silnych. Zdał się martwym, —
Blady, z oczyma zwartemi.

A wśród huku maszyny, ryczącej z rozpaczą
Hymn zguby tym, co sił swych dali jej ostatki,