Strona:PL Negri Niedola Burze.pdf/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jest ocalonem, sen jakiś, mdła trawa,
Jakiś zerwany liść róży, —

Nasionko jakieś, co płodne spoczywa
W głębokich duszy zaciosach
I obietnicę nowego nam żniwa
Szepce, o nowych śniąc kłosach.

Chcę rzec, że nawet ptak, co w niebo lata,
Wpaść może w przyziemne siecie...
Że można nie mieć ni druha, ni brata,
Nikogo, nikogo w świecie,

Coby w nas wierzył i dość miał odwagi
Iść z nami krzyżową drogą; —
Że duch stać może odarty i nagi
Przed tłuszczą dziką i srogą...

Że można ciemnych czasów być ofiarą,
Szyderstwa skalaną błotem,
Pragnąć — i żółci pojonym być czarą,
I bok przebodzon mieć grotem

Zawiści można: a w sercu czuć przecie
Moc bożą, i czuć, jak dusza
Tęcze tysiąca zórz i blasków miecie
I myślą swoją świat rusza!

I czuć tę wiarę, co przenosi góry,
I, z orlich lotów szelestem,
Zrywać się z szranków śmiertelnych natury
I piorunami grzmieć: — Jestem!