Strona:PL Na drogach duszy.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Twojemi perłami nasadzili swe brudne łachmany. Twoje złoto i klejnoty przetopili i przekuli w okrągłe blaszki, a nawet z strzępów twych złotych tęczy wysnuli nitki, któremi dzierzgali swe żebracze szmaty.



Szedłeś przez ciemne pustynie. Niebo zawisło złowrogą groźbą nad Twoją głową; piekielna burza okręciła cię, szarpała i targała; tumany żwiru sypały ci się w oczy i krwawiły je; brodziłeś przez rozpalony piasek; żaden połysk gwiazdy nie mówił ci: tędy droga; szedłeś zrozpaczony, oszalały bólem, a gdyś upadał, to smagała Cię jakaś wściekła ręka i wyła za Tobą:
Idź dalej! — dalej jeszcze! bo tak chce Twoje przeznaczenie.
Szedłeś straszny i okrutny, niszczyłeś wszystko naokół siebie; wbijałeś nóż w serce tym, których najwięcej ukochałeś; zginałeś karki tym, których chciałeś widzieć we wzniosłym majestacie; wywyższałeś na trony nędznych niewolników; szedłeś wielki i rozpaczny, brocząc w krwi: serce targały przekleństwa i złorzeczenia Twych najdroższych istot; a gdyś pragnął spoczynku, gdyś chciał ukoić rozdarte serce, chwytała Cię ta sama piekielna pięść, podrywała Cię i skowyczała:
Idź dalej! niszcz dalej! krwią się zalej, ale idź, bo tak chce Twoje przeznaczenie!
Darłeś się przez nieprzedarte gąszcza i poplątane pnącze odwiecznych lasów, ciemnych jak sklepienie mrocznych kościołów — ostre kolce dzikich krzewów ciało Ci rozdzierało; jadowite robactwo wpijało się chciwemi żądły w ropiące się rany, ale przedzierałeś się poprzez splecione wężowiska lianów i powojów; łamałeś gałęzie po drodze, by torować ścieżkę ciemnemu tłumowi, co szedł za Tobą. Z straszną rozpaczą szukałeś jednego promienia słońca, któryby Ci jakąś polanę zwiastował — daremnie! Ale wiedziałeś, że dalej iść musisz, bo tak chciało Twoje przeznaczenie.
I zstąpiłeś do ciemnych grobów, błądziłeś po ciemnych a ważkich krużgankach, by zatknąć tam tlącą się czerwonym ogniem