Strona:PL Na drogach duszy.djvu/124

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.




    O południe słońca, gdy spoczywam w gorącej łaźni morza,
    A ciało wtulam w grzęski muł roślinny!
    I tak stęskniony, pragnący, omdlały,
    Czuję, jak z głębi
    Powstaje biel światła,
    Co w mózgu mym skrusza się w myśli tysiące:
    Powstaje, idzie, biegnie i znowu się zlewa nieme — gasnące na innych brzegach.



    Leżę pod bliskiem niebem, na którem się gwiazdy gromadzą.
    Lśnią gwiazdy tuż nad moimi ciasnymi krańcami.
    Ostatnia, najmniejsza gwiazda trąciła iskrą o moje serce.



    O niebo południa, o południe słońca,
    Kiedy spoczywam w świętej mórz kąpieli.
    Z odległych dali rozbrzmiewa harfa —
    Wejdź, wejdź!
    Rozwarta brama. Ta brama.
    Ta brama...