Strona:PL Na drogach duszy.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale w mowie ludzkiej niema wyrazu na to, co Płomienny wie: to żar, płomień, uczucie ognistego blasku, tak! to gorejące kryształy, »dusza ślepnie od własnego blasku«.
I rzuca pochodnię w krużgankach i wie, że już tą samą ręką kiedyś w przeszłem życiu tak samo rzucał z głębin serca krwawiącą się pochodnię pod tem sklepieniem.
A za sobą słyszy odgłos kroków ciemnego tłumu, co idzie za nim we śnie, za nim, wielkim prorokiem, co szuka kierunku i drogi w pogmatwanych zaułkach duszy... Cyt! tam w głębi coś przewiało, gdyby oddech oddechu, błysk świadomości, najdalszy, najodleglejszy trzepot świadomości... ach! zanikło: dusza skryła się znowu, ale oddech jej błysnął przez jego oczy i niewysłowiona tęsknota wola go i wabi ku prasłońcu, z którego powstał.
Jest obcym na tym świecie. Widzi inaczej, jak wszyscy inni ludzie. W obrazy i wrażenia jawy wrosły sny i dziwy. Powstaje w nim trwoga, strach, przerażenie:
Tak cicho w sali, nad nim wiszą białe lampy. Kołyszą, zwieszają się coraz niżej i niżej. Niema nikogo, ale on czuje, że wszyscy patrzą na niego, poważnie i w uroczystym smutku:

»Wenn Einer spräche! — doch es ist so still,
»so still im Saal... und die heissen Lampen,
»die weissen Lampen hangen immer näher, immer näher über meinem schweren Haupt«.

Każdy obraz, każde wrażenie staje się trwogą w tym żarze duszy, która się chce wyśpiewać, chce mówić, wołać, a milczeć musi:
Półmrok w pokoju. Tak cicho, tak dziwnie. Skądś pełza trwoga ku niemu. Chwiejne cienie kołyszą się w szarzejącej ciszy. Płomienny zrywa się, nasłuchuje: ktoś opiera lekko drabinę o okno:

»Dunkle Gestalten huschen herauf...
»Man vergittert mir das Fenster...«

Strach, obłąkany strach, wielka tragedya tych, co szukają drogi w ciemnych puszczach duszy. »Que ceux qui voudraient savoir