Strona:PL Na drogach duszy.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Płomienny przyszedł na świat z żarem i płomieniem. Przepastne, głębokie noce zalewają nagle światło jawy i dnia, a w czarne przestwory nocy wsiąka krwawa czerwień ogromnego słońca, co kiedyś gasło nad głową wielkiego a świętego boga na Golgocie.
Kiedy jeszcze siadywał na kolanach swego ojca, występowały przed rozgorączkowanemi jego oczami obrazy i wizye, które dusza jego już kiedyś widziała, gdy jeszcze na łonie wieczności śniła: morza, jaśniejące nagim grzbietem skał; białe mewy, co się do nich tulą; dwie fale, co w niebo wykwitły w parnem spowiciu swych nagich ciał: ojciec zamienia mu się w olimpijski posąg marmurowy, a wieczność wije mu wokół skroni wieniec z róż.
Z dalekiej gwiazdy, z odwiecznego swego gniazda, przyniosła dusza Płomiennego obrazy i widzenia, jakich żadne oko ludzkie nie widziało: słońca, lśniące blaskiem klejnotów, bezprzestrzenne dale i morza, nie zamknięte żadnym widnokręgiem, — samotnie i puszcze czarnych głębi, żarzące się błyskawicami wieczności.
W dzikim zachwycie wsłuchuje się Płomienny w święte mysterje swej odwiecznej duszy, co wszystkie tajnie poznała. Wie, że są w niej dziwnie poplątane krużganki, grobowce wspomnień życia przed życiem, sklepienia i podziemne kurytarze, do których nigdy jeszcze nie wnikło światło, a które wiodą do jakiegoś tajemnego Tabu: tam strzeże dusza swej najgłębszej tajemnicy, zagadki zagadek. Tylko to jedno wie, że tam, tam ukryta... tajnia.
A w ciemnych nocach swych snów gorejących tryśnie raz po raz zielony płomień, raz po raz rozlega się dźwięk, jakby oddalone, najtajniejsze echo, — aż kiedyś wziął pochodnię, wszedł w te podziemne ganki..

»O, wie ich wachte!
»O, jeder Nerv, und jeder Zoll ist wach.
»Und während ich hier oben gespannt die Wand beschaue,
»Fühl ich tief innen hinaus — zurück den dunklen Gang!
»Und weiss auch, ich fühle — weiss selbst, dass ich weiss!«