Strona:PL Na drogach duszy.djvu/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zamianie dnia na noc, nocy na dzień, i ta sama rozpaczna nuda od poranku do wieczora, od wieczora do poranku...
Gdzież jest początek — gdzież jest koniec, — gdzież przyczyna, a cel ostateczny gdzie?
Strach wwierca mu się we wszystkie włókna, wgryza się jadem w krew, przeżera trucizną duszę; serce w krtań wrasta: Strach, strach!
I to uczucie, ten strach odtwarza Munch na płótnie: ponure, ciemnofioletowe tło, rozpaczna tęga chwili, kiedy noc się stłacza na ziemię, a w dole kilka ulic, zapełnionych tłumem, co ucieka przed czemś strasznem, ucieka w przerażeniu, nie wiedząc dokąd, obiega ulice, a wyjścia nie ma — błąka się na wszystkie strony, wyjąc z rozpaczy i strachu.
Tak przedstawia się życie w czasach zarazy, kiedy pewność nieubłaganej śmierci, co cię za chwilę na ulicy powali, otwiera oczy na całą niedorzeczność życia. Tak może niejeden patrzał na świat i życie, gdy ziemia się otworzyła, a ocean płynnego ognia zalewał miasta, a nie było ratunku przed zagładą.
Inny obraz:
Któż z nas nie widział łodzi na morzu w drgającym żarze południa? Ale nigdy może nie oplotła się wokół tego zwykłego wrażenia jakaś głębsza linia uczucia. Natomiast w duszy tego wielkiego wizyonera otwarła się dawno już zatracona głębia.
Godzina południa w parnej ciszy, w której cały organizm świata zda się być tygrysem, przysadzonym w pozornym spokoju do niszczącego skoku, staje się dla Muncha upiorem.
Ten przerażający podstępny spokój, jaki my teraz chyba tylko przy zupełnem zaćmieniu słońca odczuwamy, miał już kiedyś w świadomości ludów pierwotnych coś zgubnego i przerażającego. Straszliwa »Południca« ludów słowiańskich, która żniwiarza na polu jednym ciosem powala na ziemię, unosi się nad północnem morzem w obrazach Muncha. W najbliższej chwili porwie wir morski bezbronną łódkę: sekundę jedną zakołuje się piekielną tarantelą na wierzchołku fali i szalonym pędem stoczy się w przepaść.