Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

prętów płot około jej zagródki. Płot był jeszcze ten sam, ale zagródka była trawą porośnięta, tu i owdzie jeszcze cebula rosła.
Z budy wylazł stary pies, na pół ślepy.
— Aminku! znasz mię? — zawołałam, a on się zaczął łasić około moich nóg! Zdawało mi się, że mi serce pęknie z litości, widząc, że mnie to nieme stworzenie poznało i witało na swój sposób. Dzieci nieboraki spoglądały na mnie, dziwiąc się nie mało, czemu płaczę. Nie powiedziałam im bowiem, że idziemy do Babuni, myśląc w duchu: gdy się na ciebie gniewać będą, to się choć dzieci o tem nie dowiedzą. Kasper, najstarszy chłopak, zapytał:
— Czemu płaczesz, mamuniu? Czy nie dostaniemy nigdzie noclegu? Usiądź na chwilę, mamuniu i odpocznij, my poczekamy, a potem poniosę tłomoczek, nie jesteśmy głodni.
Joanna i Tereska twierdziły także, że nie mają głodu, chociaż im się jeść chciało. Szliśmy bowiem kilka godzin lasem, nie natrafiwszy nigdzie na ludzką osadę.
— Mój Boże! — odezwałam się wtedy, — dzieci! oto w tej chałupie urodził się wasz ojciec, a tu obok urodziła się wasza matka, a tu mieszka wasza babunia i wasz dziadek. Pomódlmy się do Pana Boga i podziękujmy, że nas dotąd doprowadził i prośmy Go, aby nam dane było ojcowskie przyjęcie!
Zmówiliśmy „Ojcze nasz”, a potem zbliżyliśmy się do chałupy.
Ojciec i matka byli na „wymowie“, gospodarstwo miał brat, tyle wiedziałam.
Nad drzwiami domostwa był jeszcze przylepiony obrazek Matki Boskiej, który mi Jerzy był swego czasu z Wambierzyc przywiózł. Gdym go zobaczyła, zrobiło mi się lżej na sercu.
— Tyś mnie, Matko, — pomyślałam, — żegnała, gdym dom rodzinny opuszczała, Ty mnie witasz wracającą dzisiaj, i pokrzepiona na duchu weszłam do izby.