Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wadzili, ale nie wiedzieli na to sposobu. Ojciec nie mógł skonać, a wszyscy mówili, że Wikcia mu duszę zatrzymuje. Wróciłem do boru, aby jej smutną nowinę powiedzieć, nie bacząc na to, czy mię zrozumie, czy nie.
Siedziała pod jodłami, Przechodząc koło niej, jakby nigdy nic, tak mimochodem się odezwałem:
— Wikciu! ojciec twój kona, mogłabyś pójść do domu.
Ona nic, jakby nie słyszała. Pomyślałem więc, że trud mój był daremny i wróciłem do wioski, aby Tomaszów powiadomić. Rozmawiałem jeszcze z Marylką w progu, gdy się służąca odezwała:
— Wikcia wchodzi do sadu!
— Tomaszu! wywołaj kumotry z izby i ukryjcie się, abyście Wikci nie spłoszyli. Potem udała się za siostrą do sadu, którą po chwili wprowadziła do pokoju, milczącą jak kamień. W ręce trzymała pierwiosnek i nie odwracała ani na chwilę tych pięknych, czarnych, zgasłych ócz od kwiatu, krocząc jak ślepa babka za Marylką.
W pokoju było cicho. Po jednej stronie łóżka klęczała matka, u nóg tegoż syn jedynak. Ojciec leżał ze złożonemi na piersiach rękami; oczy stały słupem, walczył ze śmiercią. Gdy Wikcia stanęła przy samem łóżku, konający zwrócił oczy do niej i błogo się uśmiechnął. Chciał podnieść rękę, lecz nie mógł. Wikcia, myśląc, że czego żąda, włożyła w złożone ręce pierwiosnek. Jeszcze raz ojciec na nią spojrzał, potem głęboko westchnął i skonał.
Wszyscy płakali, matka zawodziła na głos. Wikcia słysząc głośny płacz, spojrzała dziko w koło siebie i prędko jak strzała znikła po za drzwiami.
Nie wiem, była-li odtąd jeszcze kiedy w rodzinnym domu. Przez całe piętnaście lat pobytu jej w lesie, słyszałem ją jedyny raz mówiącą. Nie zapomnę tego do śmierci. Szedłem właśnie drogą do mostu. Szosą jechali pańscy parobcy z drzewem; przez łąkę kroczył „złotawiec”, był to pisarz ze zamku. Taki przydomek dały mu wiejskie dziewczyny od pięknych, na ramiona spadających włosów złotoczerwonych, bo nie mogły spamiętać jego