Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Od tego wieczora Wikcia przechodziła te same ciężkie chwile co przedtem, a chociaż z całą wiarą skaplerz do serca tuliła, nie przestawał niepokój targać, jej duszą i szarpać, gdy tylko czarne oczy w pobliżu uczuła.
Poszła więc po radę do kowalowej.
— Już sobie poradzić nie mogę! Widoczna kara Boska na mnie spadła, bo wszelkie Wasze środki i rady zostały bez skutku, — narzekała Wikcia.
— Niech będzie, co chce; a chociażby był sam antychryst, muszę mu poradzić. Wprawdzie potrzeba mi do tego dwóch rzeczy, które były jego własnością. Nim się w te zaopatrzę, unikaj go jak możesz. Módl się do Anioła Stróża i za dusze w czyśćcu cierpiące, które znikąd pomocy nie mają. Bo wyprosisz której zbawienie, będziesz miała orędowniczkę w niebie.
— Właśnie w tem sęk, kumotro, że się już wcale spokojnie pomodlić nie umiem, — skarżyła się biedna dziewczyna, zalewając się łzami.
— Widzisz; zwłóczyłaś długo, aż cię zła moc całkiem ogarnęła. Ale nie rozpaczaj; za pomocą Boską przemożemy tego dyabła.
Wikcia skupiła wszystkie swe siły i oddawała się rzeczonej modlitwie, a gdy myśli gdzieś odbiegać chciały, przypominała sobie mękę Pańską, Matkę Bolesną, aby się w ten sposób złej mocy oprzeć. Udało jej się to dzień pierwszy i drugi. Na trzeci dzień poszła rznąć koniczynę na ostatnie pole. Parobkowi kazała niedługo za sobą przyjechać, bo się z rznięciem pospieszy.