Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szła matka do komory i przeżegnawszy córkę, winszowała jej szczęścia i rzekła:
— Wielką radość mi sprawia twoje postanowienie, bo tam nie będziesz miała ani teściowej, ani szwagrowej, — będziesz sobie sama panią.
— Mamuniu! wyszłabym za niego, chociażby tam i dwie teściowe były! — odpowiedziała córka.
— To tem lepiej, że go tak kochasz.
— Nie dla tego, mamuniu! jabym i innemu godnemu człowiekowi była słowo dała.
— Co ty mówisz? Zlituj się! wszak tu dość zacnych ludzi chodziło, a nikogo nie chciałaś!
— Bo wówczas jeszcze strzelec za mną nie chodził — z temi złemi ślepiami, — szepnęła Wikcia.
— Nie masz chyba rozumu! co mówisz o żołnierzu? Co ten cię obchodzi? Cóż takiego, że za tobą drepta? Niech drepta! jak mu się podoba; nie zważaj na niego i basta! Wszak on chyba z domu cię nie wypędzi!
— Właśnie że on, mamuniu, tak jest — on; bo dla niego się trapię i męczę i nie mam nigdzie spokoju przed nim! — narzekała dziewczyna.
— Czemu mi o tem już dawno nie mówiłaś? Byłabym poszła z tobą do kumotry kowalowej, która na takie rzeczy umie poradzić. Lecz co się zwlecze, to nie uciecze; pójdziemy jutro zrana do niej, — pocieszała matka.
Następnego dnia wybrała się matka z córką do kowalowej, która obeznana była z takiemi tajemnicami, o których inni ludzie ani pomyśleli. Czy to, co zaginęło, czy krowy nie doiły lub złodzieje co pokradli, — wszystkiego przyczynę kowalowa wiedziała, na wszystko lekarstwo znalazła; więc i Wikcia ze wszystkiem jej się zwierzyła.
— Nie mówiłaś nigdy z nim? Ani słowa? — badała kumotra.
— Nigdy, ani słówka!
— Nie zjadłaś nic od niego? jako to: jabłka, marcypanu?
— Nie, kumotro, nic! Żołnierze się także z nim nie wdają, bo on bardzo dumny, zawsze sam na sam, taki dziki leśniak; tak o nim u nas mówili.