Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

den drugiego szturchał łokciem i odzywały się głosy, jak:
— Patrz! Milowa córka jest młodszą drużką; a Tychanowiczowa starszą.
— Ano tak!
— Gdyby Tomaszowa była jeszcze niezamężna, żadna inna by nie była starszą drużką.
— Tomasz jest świadkiem młodego pana.
— A gdzie jest Tomaszowa? Nigdzie jej nie widać! — Pomaga młodej pani przy ubieraniu.
A kobiety szeptały między sobą:
— Do kościoła nie pójdzie, gdyż „chodzi na ostatnią chwilę”.
— To młoda pani może „wiązanie“ mieć na pogotowiu“; wszak żadna inna nie będzie kumotrą; trzymają się jak palce u ręki!
— To się wie!
— Ale patrzecież! Sołtys idzie na wesele. Dziwna rzecz, że go Milowie zaprosili. Wszak on jedyny był winny, że Jakuba do wojska wzięli! — rozwodzili się zdziwieni wieśniacy.
— Co tam! Sołtys jeszcze nie najgorszy człowiek, — odezwał się ktoś w tłumie; — Łucya go namówiła, a pan rządzca resztę przysolił. Nie ma się czemu dziwić! Dobrze Jakub zrobił, że mu nie odpłacił pięknem za nadobne. Łucji to chyba dziś żółć pęknie.
— Wszak ona już po zaręczynach! — odezwała się starsza kobieta.
— Jakto! Nic jeszcze nie słyszałam, — rzekła inna.
— Przedwczoraj się z Józefem Nywełtą zaręczyła.
— Tak! To się dobrze stało, bo ten już dawno za nią chodzi!
— Prawda! Lecz go nie chciała, bo myślała, że dostanie Jakuba!
— Nie dziw! Młody pan, to chłop, aż miło patrzeć!
— Tą piękną chusteczkę ma od młodej pani; zaiste dziesięćguldenówka za nią pękła, — mówiły kobiety.
Takie i podobne głosy odzywały się, gdy młody pan zbliżał się do progu, gdzie go gospodarz pełnym puharem witał.