Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ziewać i usnęła. I Babuni zaczęły się powieki kleić.
Jaskółki coraz niżej i niżej nad ziemią latały, w końcu schroniły się do gniazd. Pająk, któremu się Babunia zrana przyglądała, jak osaczał i dusił muchy, schował się w swoją kryjówkę. Drób zbierał się w podwórzu w kupki, psy leżały u nóg Babuni i oddychały prędko, jak po ostrem polowaniu, a wyciągnąwszy języki, ciężko ziajały. Drzewa stały nieruchome, ani listek nie drgnął.
Proszkowie wrócili ze zamku.
— Ludzie, straszna burza nadchodzi! Czy wszyscy w domu? — odezwała się gospodyni domu.
Płótno z bielidła prędko sprzątnęli, drób zamknęli w kórniku, a dzieci zabrali ze sobą do izby.
Babunia położyła na stole chleb, zapaliła gromnicę i zamknęła okna.
Nastała grobowa cisza, stało się prawie ciemno.
Pan Proszek stał na drodze przed domem i rozglądał się w koło. Spostrzegł w lesie Wikcię pod wysokiem drzewem. Nagle powstał ostry wiatr, zagrzmiało ciężko, niebo oświeciło się oślepiającym blaskiem.
— Boże! Ta kobieta stoi pod drzewem, — rzekł pan Proszek do siebie. — Następnie wołał i kiwał na Wikcię, aby z pod drzewa odeszła. Ale za każdym piorunem, każdą błyskawicą Wikcia wybuchała dzikim śmiechem, klaskała w ręce, a na pana Proszka wcale nie zważała. Wielkie krople deszczu zaczęły spadać, błyskawice krzyżowały się w czarnych obłokach, grom po gromie spadał, burza szalała z wściekłością.
Pan Proszek wszedł do domu. Babunia modliła się przy gorejącej gromnicy z dziećmi, które za każdą błyskawicą, za każdym gromem zrywały się i bladły z przerażenia. Pan Proszek chodził od okna do okna i spoglądał niespokojnie na niebo. Deszcz lał jak z konwi, niebo się nie zamykało, błyskawica za błyskawicą, grom padał za gromem. Na chwilę stało się ciszej, wtem modre światło zamigotało w oknach, błyskawice się skrzyżowały, niebo się otwarło, rozległ się straszny huk, piorun uderzył prawie w sam dom. Babunia chciała wy-