Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Patrzcie, Babuniu, jak pięknie słońce wschodzi, — zawołała Baśka, cała pogrążona w przecudne zjawisko natury.
— Gdybyśmy teraz klęczały na śnieżniku! — dodała dziewczyna.
— Jeżeli się chcesz rzewnie do Pana Boga modlić, możesz to wszędzie uczynić, bo ziemia jest wszędzie piękna, — rzekła Babunia, żegnając się krzyżem św. i podnosząc się z ziemi.
Niewiasty spojrzały wokoło siebie i spostrzegły na najwyższym wierzchołku wzgórza Wikcię, opartą o drzewo. Czarne jak krucze skrzydło włosy, zwilżone rosą, zwieszały się na twarz obłąkanej, odzież miała podartą, szyję i piersi obnażone, czarne oczy, żarzące się dziwnym ogniem wlepiła w słońce, w ręce trzymała kwitnący pierwiosnek. Babuni nie zauważyła.
— Patrzcie! Gdzież ona ten kwiat znalazła? — zapytała Baśka,
— Może gdzie na wierzchach gór, wszak tam błądzi po każdym kącie! — odpowiedziała Babunia.
— Poproszę ją o kwiat! — rzekła Baśka i pobiegła na wzgórze.
Wtem się Wikcia z zamyślenia obudziła i chciała prędko odejść, lecz gdy Baśka zawołała:
— Wikcio, proszę cię, daj mi ten kwiatek, — zatrzymała się nagle, spuściła oczy na ziemię i nie mówiąc słowa, podała kwiatek dziewczynie. Potem wstrząsła się, jakby ją coś ukłuło, i prędka jak strzała pobiegła w dolinę.
Baśka wróciła do Babuni.
— Nie była już dawno u nas, — odezwała się Babunia.
— Wczoraj, gdy byliście w kościele, przyszła