Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XI.

Księżna odjechała, a z nią księżniczka Hortenzya i pan Proszek.
Odleciały i szczebiotliwe jaskółki z pod strzechy „Starego Bielidła“, gdzie było przez kilka dni jak po pożarze. Matka płakała, a dzieci, widzące matkę płaczącą, płakały z nią.
— Nie płacz, Teresko, — pocieszała Babunia córkę, — bo to się na nie nie zda. Wszak wiedziałaś, co cię czeka, nim za niego wyszłaś, więc znoś teraz wszystko cierpliwie.
— A wy, dzieci, uspokójcie się także, módlcie się za ojca, aby go Pan Bóg utrzymał przy zdrowiu, bo gdy za pomocą Boską doczekamy się wiosny, ojciec znów wróci do nas.
— Jak jaskółki przylecą, nieprawda? — zapytała Adelka.
— Tak jest, — odpowiedziała Babunia, — i dzieci przestały płakać.
W okolicy „Starego Bielidła“ robiło się smutno i cicho. Las stał się przejrzysty. Gdy Wikcia schodziła w dolinę, było ją już z daleka widać. Wzgórze zżółkło, wiatr i woda unosiły suche liście, Bóg wie najlepiej, w które strony świata. W ogrodzie kwitły już tylko astry, nogietki i nieśmiertelniki. Na łące za tamą rumieniły się rozsiadki, a w nocy wyprawiały tam świetlaki swoje tańce.
Gdy Babunia się z dziećmi na przechadzkę wybrała, chłopcy zabierali ze sobą papierowe latawce, które potem na wierzchu wzgórza puszczali w powietrze. Adelka goniła za nimi, chwytając na pręd nici babskiego lata, które w powietrzu latały.