Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tak to człowiek musi się brać na sposoby z takimi odludkami.
Ile razy przyszła do nas, tyle razy się skarzyła na swego pana, lecz za nic w świecie nie byłaby go opuściła.
Pewnego razu zażyła niemało strachu. Pan jej bowiem, wyszedłszy jak zwykle na spacer, spotkał przypadkiem przyjaciela, który się w drodze do gór olbrzymich zatrzymał i który go prosił, aby się wybrał z nim razem na świeże powietrze, i pomyślcie: pojechał, nie wstąpiwszy do domu i nie powiedziawszy słowa.
Zuzanna czekała i czekała, ale pan nie wracał, noc nadeszła, pana jeszcze nie było w domu. Przybiegała do nas i trzęsąc się że strachu, strasznie zawodziła, nie mogliśmy jej uspokoić.
Dopiero na drugi dzień rano dowiedziała się, że pan wyjechał w góry.
Teraz wszczęła straszny hałas, wyzywała aż zgroza.
Pan wrócił dopiero na szósty dzień, a Zuzanna zastawiała codzień obiad i wieczerzę.
Potem przyszła do nas i skarzyła się:
— Gdym się do niego zabrała i zaczęła wypytywać, odpowiedział mi krótko: Nie krzycz! cóż takiego? zrobiłem wycieczkę w góry, więc nie mogłem zaraz wrócić!
Pewnego razu przyniosła kilka książek i prosiła, abyśmy przeczytali, bo je pan jej napisał.
Moj nieboszczyk Jerzy znał się dobrze na książkach, więc zabrał się do czytania, lecz nie zrozumieliśmy prawie nic. W książkach były i wiersze, lecz i tych nie zrozumieliśmy, było to wszystko za uczenie napisane. Zuzanna zaś rzekła:
— Wiem ja najlepiej, ile sobie głowy nad tem nałamie!
W mieście go wszyscy poważali, a ludzie mówili, że nie mogą pojąć jego rozumu!
— Macie we mnie drugą Zuzannę, Babuniu, — rzekła Krystyna, — bo mnie nic nie obchodzą uczone rzeczy, gdyż się na nich nie znam. Gdy słyszę ładny śpiew lub was, Babuniu, opowiadających, jest mi błogo na sercu, a stokroć mi milej was słuchać, aniżeli uczonego wykładu.