Strona:PL Němcová Babunia.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Terefere, co nam może zrobić? Jakby nam chciał coś zadać, to musiałby mieć coś takiego, cośmy nosiły na sobie, a tego mu przecie żadna z nas nie da, a od niego także niczego nie przyjmiemy. Czegóż się bać?... I ty się, Wikta, nic nie bój, będziemy z tobą mówiły chodziły i kiedyś spłatamy temu szatanowi dobrego figla ze śmiechem dziewczęta.
Ale Wikta rozglądała się trwożliwie dokoła i, bynajmniej nie pocieszona ich słowy, wzdychała: — Żeby mnie Bóg wyzwolił z tej udręki!
— To, co Wikta powiedziała dziewczętom, nie zostało tajemnicą, i rozniosło się bardzo szybko nawet po wsiach sąsiednich.
Po kilku dniach nawinął się jakiś usłużny człowiek ze wsi sąsiedniej i zwrócił się do Wikty ojca. Mówiło się o tem i owem, aż wreszcie gospodarz powiedział co i jak, że Sima, jego sąsiad ma syna i że bardzo chciałby go ożenić z Wiktą, że go prosił o swatanie i żeby się umówił, czy sąsiad ma przyjść z synem w konkury, czy też nie.
— Poczekajcie chwilę, zapytam Wiktę, niech ona sama powie. Co do mnie, to znam tego Simę i jego syna Antka i nie mam nic przeciw temu, bo mają porządną gospodarkę — rzekł stary swatowi i poszedł do córki do komory, żeby się z nią rozmówić.
Gdy Wikta usłyszała, o co idzie, odpowiedziała zaraz i bez namysłu: — Niech przyjdą!
Ojcu zdawało się to dziwnem, że zdecydowała się tak odrazu, pytał ją, czy Antka zna, żeby ich nadarmo nie trudziła, gdyby się jej miało odwidzieć, ale Wikta wytrwała przy swojem i rzekła ojcu, że Antka Simę dobrze zna jako porządnego chłopaka.
— No, to się cieszę — rzekł ojciec. — Twoja to rzecz, więc jak postanowisz, tak będziesz miała. Niech więc w imię Boże przychodzą!
Gdy ojciec poszedł, żeby swatowi dać odpowiedź, przyszła matka do komory do Wikty, przeżegnała ją i życzyła jej szczęścia.
— Bardzo się cieszę, że nie będziesz miała teściowej i szwagierki i że będziesz samodzielną gospodynią — mówiła matka.