Strona:PL Němcová Babunia.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

też ja, biedna kobieta, pójdę z temi guniami najpierw? — W tem od strony Plesu idzie jakiś pan i prosto do nas. W ręku miał coś takiego, jakby flet; co chwila przykładał to sobie do twarzy i powoli obracał się dookoła. — Patrzcie, kumo — mówię — jakiś muzykant widać, dmucha we flet i sam do tego tańcuje.
— Ach ty głupia, to nie flet i nie muzykant, to pewno jakiś pan z tych, co doglądają budowania; widuję ich tu sporo. Mają takie rurki, a w rurce jest szkło i przez to szkło oni patrzą; podobno widać bardzo daleko. Wtedy widzi wszystko, gdzie i kto co robi.
— Ach, kumo, a jeśli nas widział, jak wdziewałyśmy trzewiki? — powiadam.
— No to co? W tem niema nic złego — śmiała się kuma.
Podczas tej rozmowy pan podszedł całkiem blisko. Miał na sobie siwy surdut, mały kapelusz na trzy pioruny, jak to się mówi, a z tyłu widać było warkoczyk z kokardką. Był ten pan jeszcze młody i taki ładny, jak malowanie. — Gdzie idziecie i co niesiecie? — pyta i staje przy nas. Kuma powiedziała, że niesie do Plesu robotę na sprzedaż.
— Co to za robota? — pytał dalej.
— Wełniane gunie, paniczu, żołnierzom na przykrywki. Możeby się wam jaka przydała — rzekła Nowotna, rozwiązała szybko tobołek i rozłożyła jednę gunię na belkach. Była to niewiasta bardzo na miejscu, ale jak się wzięła do sprzedawania, to była okrutnie wymowna.
— Robi je twój mąż, nieprawdaż? — pyta znowu ten pan.
— Robił kiedyś, złoty paniczu, ale dwa lata będzie na żniwa, jak umarł. Dostał suchot. Ja się czasem jego robocie przyglądałam i teraz mi się to przydało. Tej tu małej też często powtarzam: — Ucz się, mówię, bo czego się nauczysz, tego ci nawet zbój nie zabierze.
— To twoja córka? — pyta jeszcze ten pan.
— Nie moja, tylko mojej kumy; ale pomaga mi czasem. Nie patrzcie, panie, że jest mała, bo jest krzepka w sobie i do roboty się pali. Jednę gunię zrobiła sama.