Strona:PL Němcová Babunia.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się jeszcze przyuczyć. Ale Jerzy zatrzymał się najpierw u nas, w Czechach. Wtedy przyniósł mi z Wamberzyc ten różaniec, co go jeszcze mam.
Babunia wyjęła z zanadrza kłokocinowy różaniec, z którym się nigdy nie rozstawała, popatrzyła nań ze wzruszeniem, a pocałowawszy go, schowała i mówiła dalej: — Mój ojciec nie miał Jerzemu bynajmniej za złe, że wziął się do rzemiosła i przekonywał Nowotną, żeby sobie z tego nic nie robiła, bo nigdy nie wiadomo, co komu na dobre wyjdzie. Zresztą, każdy tak się wyśpi, jak sobie pościele. Choćby miał najskromniejsze zajęcie, aby tylko znał się na niem dobrze i pozostał uczciwym człowiekiem, to godzien jest takiego szacunku, jak największy pan. Jerzy rad był, że kum się na niego nie gniewał, bo ojca mego szanował jak własnego. I Nowotna dała się ostatecznie przekonać, tembardziej, że swojego chłopca serdecznie kochała i pragnęła, aby był szczęśliwy. Nawet myśleć nie chciała o jakimś stanie dla niego, w którym czułby się nieszczęśliwym. Pobył u nas Jerzy ze trzy dni, a potem poszedł w świat i przez trzy lata go nie widziałam a nawet nie wiele o nim słyszałam, aż się owego ranka raptem pojawił. Możesz sobie wyobrazić, co to była za uciecha. Poznałam go odrazu, chociaż bardzo się zmienił. Był wzrostu wysokiego, a przytem taki był smukły, że trudno byłoby znaleźć podobnego młodzieńca. Pochylił się nade mną, wziął mnie za rękę i pyta, czem się tak wystraszyłam. — Jakże miałam się nie wystraszyć — mówię — przecie spadłeś jak z nieba. Skąd przybywasz i kiedy przyszedłeś?
— Idę prosto z Kładzka; teraz wszędzie werbują do wojska, więc stryj się boi, żeby mnie werbownicy gdzie nie złapali. Ledwo że powróciłem z wędrowania, wysłał mnie do Czech, bo sądzi, że tu się łatwiej ukryję. Szczęśliwie przebiłem się przez góry i jestem.
— Ale na miłość boską — mówię do niego —, żeby cię tylko tutaj nie załapali! Co mówi twoja matka?
— Jeszcze jej nie widziałem. O drugiej po północy dotarłem na miejsce. Nie chciałem matkę budzić. Powiedziałem sobie, że się położę na trawie pod Magdzi oknem; ona jest ranny ptaszek, poczekam, aż wstanie, to sobie z nią pogadam. No i położyłem się na trawce.