Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przez którego cierpiał tyle przez lat dwanaście.
Ujechał już dość daleko, gdy nagle został otoczonym przez kilku jeźdźców; było to pięciu żandarmów.
— Moi panowie — rzekł Vaubaron, dzięki Bogu, żem panów spotkał, bom właśnie jechał za wami.
— A to po co?
— Aby wydać wam ciężkiego zbrodniarza.
— Mówisz pan o zbrodni, która przed trzema nocami o trzy mile od Guimper popełnioną, została?
— O tem nie wiem, lecz zaręczam, że człowiek, którego panom wydam, jest zdolny każdej zbrodni i mogę mu udowodnić dwa morderstwa.
— Gdzież on jest?
— Zaprowadzę panów do niego.
Żandarmi otoczyli Vaubarona, który pędził z nimi kłusem tam, skąd przybył. W czasie jazdy oglądał przywódca nie bez niedowierzania ubogie ubranie człowieka, który mu mało szacunku dla siebie okazywał, i postanowił oddać go pod śledztwo, skoro się tylko do tego nadarzy sposobność. Nie jechali godziny, gdy się zbliżyli do chaty.
— Cóż to za wozy?
— Jeden jest moim, a drugi człowieka, którego macie panowie teraz pojmać.
— Zawiodłeś go pan do tej chaty?
— Tak jest.
— Ależ tam drzwi otwarte.
— Nic to nie szkodzi, on jest dobrze strzeżony.
Przywódca, dwóch żandarmów i Vaubaron zleźli z koni, przeskoczyli rów i poszli do chaty. Pier-