Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A, to co innego — odpowiedział Horner — bo widzisz mój najdroższy panie, że mimo mego łagodnego charakteru, byłbym rozbestwionym lwem, gdybyś mię miał pan wystrychnąć na dudka.
— Ależ o tem nawet myśleć nie można. Oddawna masz pan moje najżywsze współczucie, dziś dołącza się jeszcze do tego respekt, jaki się ma przed bogatymi ludźmi, a więc precz z kapeluszem przed milionami i milionerami.
— Jakżeż to wszystko stąd zabierzemy — zapytał Horner po długiej pauzie — to wymaga wiele czasu. Moje kieszenie nie wiele pomieszczą złota.
— Nie troszcz się pan o to; ja który o wszystkiem myślę, przyniosłem małe wory, które są każdorazowo trwalsze, niż ich poprzednicy. Nuże więc do roboty, a jeżeli będziemy pilnymi, to jeszcze tej nocy drugą podróż przedsięweźmiemy.
Obaj napełniali wór po worze a Rodille znalazł dyamenty i drogie kamienie w żelaznej skrzyneczce, podobne zupełnie do tych, które mu Laridon zrabował; Horner wskazał na nie i rzekł:
— To także na równe części jak i inne.
— Do czarta, kuzynku, jesteś dziwnym sknerą. Jeżeli pan niedowierzasz, to nieś także skrzyneczkę, ona jest ciężka i niewygodna do niesienia.
Magnetyzer nie odpowiedział mu nic, bo jego własny ciężar uciskał go dosyć. Obaj opuścili ruiny i ukryli swe skarby w najtajniejszym kącie domu. Gdy się to stało, zamknęli starannie drzwi prowadzące do mieszkania jasnowidzącej, poszli jeszcze raz do sklepienia, a gdy wrócili, zaczęło