Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Kłamstwo było niepotrzebne, więc nie udanym, lecz słodkim głosem rzekł:
— Jestem Rodille.
— Rodille! — powtórzyła Blanka cofając się z odrazą — Rodille nieprzyjaciel!
— Nieprzyjaciel? Ja? Wielki Boże, pani osądzasz mię fałszywie! Jestem najwierniejszym przyjacielem Pawła, i teraz, gdy znam miłość pani ku temu dziarskiemu młodzieńcowi, którego kocham jak własnego syna, czuję i ku pani współczucie i przywiązanie, i chcę to okazać nietylko słowy, lecz także czynem.
Ton mowy Rodillego był tak prawdziwym, tak przekonywującym, jego słowa brzmiały tak ojcowsko, że Blanka, której czyste serce do podejrzeń skłonne nie było, była już do połowy przekonaną, i mimo słusznych skarg, jakie na towarzysza magnetyzera podnieść mogła, rzekła:
— O ja nie chcę nic lepszego, jak wierzyć panu, przecież to tak miło znaleźć tam przychylność, gdzie się na nienawiść liczyło!
— Proszę pani nie wątpić o mnie; myśl pani że to Paweł i udziel mi zaufania.
— Widzę już że Paweł wszystko panu powiedział, lecz nie wiem, po coś pan tu przyszedł; czy on przyjść nie może?
— Nie, najlepsza Blanko.
— Cóż mu przeszkadza?
— Powiem to pani pod warunkiem, że mi przyrzekniesz, że będziesz spokojną.
— O wiem, że żadne szczęście tu pana nie spro-