Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

okryte, stół chwiejący się i komoda, to wszystko, co się w pokoju znajdywało. Rodille otworzył komodę, zabrał biblię, sto luidorów i co lepsze ubranie, aby Paweł myślał, że został od zwykłych złodziei okradzionym. Potem powrócił napowrót, ukrył skradzione przedmioty i wszedł do gabinetu, gdzie zastał Pawła jeszcze śpiącego, usiadł naprzeciw niego i usnął z spokojnem sumieniem. Paweł obudził się pierwszy.
— Co to znaczy? — mówił on oglądając się na około. — Co to się stało, czyż ja jeszcze śpię?
Widział nakryty stół, talerze, próżne butelki i Rodillego, który naprzeciw niego spał.
— A, przypominam sobie, przypominam; jedliśmy tutaj, ja się upiłem a mój szef także. Niemierność jest, przecież straszną, zbrodnią!
Wyciągnął rękę po flaszkę wody, aby się orzeźwić, lecz flaszka wypadła mu z ręki. Brzęk obudził Rodillego, który ujrzawszy zakłopotane oblicze Pawła, rozśmiał się głośno.
— Ach, mój drogi przyjacielu, jesteśmy obaj dziarskimi! Wypróżniliśmy pięć butelek i zasnęliśmy przy stole.
— Nie jestem przyzwyczajony — mówił Paweł zawstydzony.
— Ach na cóż się usprawiedliwiać — odpowiedział Rodille. — Co się stało to wychodzi na naszą pochwałę; obaj nie jesteśmy pijakami, bo żyjemy tylko miernie, a mierność jest największą, ozdobą, męża.
— To prawda! — rzekł Paweł tonem głębokiego przekonania.