Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kszym pędzie w drogę; gdy zaś koń zdawał się zwalniać biegu, tedy bódł go ostrogami do krwi. Mniej niż w dwu godzinach zrobiło biedne zwierzę około dwanaście godzin drogi a potem padło jak nieżywe i nie wstało więcej. Zbieg nie zatrzymywał się, lecz z brzaskiem dnia poprawił na sobie odzież, nad brzegiem potoku, który mu za zwierciadło posłużył, oderwał bokobrody, zrzucił perukę, a potem wziął na się bluzę i wełnianą czapkę, które właśnie na płocie się suszyły. Ubrany podobnie do normandzkiego chłopa siadł na okręt i dostał się bez najmniejszego przypadku do Rouen, gdzie zmienił swoje ubranie. Rodille skorzystał ze sklepiku gdzie suknie sprzedawano i przebrał się jako pan, będący w najpiękniejszych stosunkach życia. Z różą w dziurce od guzika, z binoklami na tasiemce, wsiadł do dyliżansu i ruszył do Paryża. Nie życzył on sobie aby u wjazdu żądano od niego paszportu. Dla tego wysiadł, gdy właśnie ociężała maszyna ze swymi czterma końmi poruszała się zwolna po moście w Neuilly. Pozostając w tej pewności, że najmniejsze podejrzenie na niego nie spadnie, spokojnie podążył piechotą do Paryża, podobnie spokojnemu obywatelowi, który przed obiadem dla apetytu na przechadzkę idzie.
Po dwóch godzinach przybył na ulicę muzealną i znowu udał się do tego samego bióra, w którem nieszczęśliwy Laridon już więcej nie pojawił się.