Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w paści ujętym.
— Co tam się dzieje? — zapytał Wicherek, chcący właśnie przymknąć okno — czego wrzeszczycie? Zdawałoby się, że was dyabeł pochwycił za kołnierz.
Na to nie kto inny odpowiedział jeno sam Rodille swym chrypliwym, prawdziwie dyabełskim śmiechem.
Wicherek zadrżał, bo poznał ten mroźny sarkazm w głosie.
— Ach, to pan jesteś, kochany panie Legrip! — zawołał — porządnegoś pan swoim przyjaciołom figla wypłatał. To nie uchodzi. Trzeba było przecież ostrzedz, aby nie ponieśli szkody. Nie należy narażać na szwank osoby, które nas odwidzają.
Mówiąc to, dobył z kieszeni pistolet, podszedł naprzód, a gdy ponownie śmiech się ozwał, wypalił do kraty. Pomimo że tylko na głos wymierzył, przecież strzał nie chybił, lecz zdarł Rodillowi siwowłosą perukę z głowy i utkwił w przeciwległej ścianie.
— Spudłowałeś łotrze! — krzyknął Rodille i równocześnie zerwał się z siedzenia — lecz moja kula cię nie minie!
Rzekłszy to, odsunął kotarę, otworzył nocną latarkę i wymierzył do młodego człowieka naprzeciw stojącego. Rodille był doskonałym strzelcem. Gdy pociągnął za cyngiel, strzał się rozległ, Wicherek zachwiał się i młynkując rękami runął na posadzkę.
— Ten już za swoje odebrał — rzekł potem Rodille zwróciwszy się do dwu innych złoczyńców.