Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dości, gdy odłam skały uległ jego natężeniu i stoczył się po spadzistości góry.
W innem miejscu widziałeś dziesięciu albo dwunastu skazańców zaprzężonych do ciężkich wózków, dyabłami zwanych, na których ogromne bryły kamieni czasem do znacznej wysokości prowadzili.
Można tam było widzieć wieśniaka z okolicy Morvan obok zdenerwowanego, młodego człowieka, którego sędziowie z lóż teatralnych i woniejącej zmysły odurzającej atmosfery buduarowej wydarli. Widziałeś tu do tego samego łańcucha przykutego murzyna, który okradł swego pana i notaryusza, który zniszczył swego klienta. Mimo tej różnicy każdy był zmuszony do użycia całej siły celem wykonania wspólnej pracy. Galernicy nie byli w błędzie co do ogromu potrzebnego natężenia siły. Skoro tylko jeden z robotników na stromej spadzistości, po której ciężkie bryły kamieni z hukiem toczyły się, ustał w pracy albo się poślizgnął, to wszyscy narażeni byli na niebezpieczeństwo. Dlatego też po powrocie ów skuty towarzysz, który bezpieczeństwo innych na szwank naraził, miał do zniesienia to wszystko, co każdy skazaniec, celem wywarcia swej prywatnej zemsty zawsze miał w pogotowiu.
Ładowanie i wyładowanie statków nie przedstawiało żadnych niebezpieczeństw. Niebezpieczeństwo mogło być tylko tam, gdzie niezręcznym i niedość doświadczonym poruczano sprowadzenie na statek lub wyprowadzenie ciężkich dział, wielkich brył żelaziwa jako balast używanego, podnoszenie masztów i t. d. W stertę ułożone drzewo zwaliło