Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kącie pod ścianą grubą laskę najpospolitszą w świecie, u której gałka spora, obszyta skórą plecioną, musiała mieścić w sobie ilość ołowiu imponującą i dużo ważącą.
Kelner przynosił potrawy żądane i odkorkowywał butelkę z winem, Niemiec zaś, (prawdziwy czy fałszywy) zajadał, aż mu się uszy trzęsły.
Co chwila jednakże podnosił głowę i spozierał badawczo na drzwi wchodowe.
Po kwadransie niespełna wzrok mu błysnął demonicznie i już nie spuścił oka ze staruszka małego, chuderlawego, w stroju i z miny wyglądającego na przedmieszczanina, który szedł po schodach zwolna i ostrożnie.
Mały człowieczek przeszedł wzdłuż salę i zatrzymał się dopiero przy stoliku zajętym przez naszego Niemca.
Ten wyciągnął rękę do niego, pytając zawsze z owym silnym akcentem germańskim:
— Czy zjesz ze mną objad, Richard?
— I owszem, panie Werner... tego się nigdy nie odmawia!...
— Siadaj w takim razie... Garson!...
— Służę!
— Druga butelka wina... i druga porcya objadu!...
Za chwilę wszystko stało przed nowoprzybyłym, który jadł chciwie i szybko, aby nagrodzić czas stracony i zrównać się ze swoim amfitryonem.
Gdy obydwaj zaspokoili pierwszy głód. p. Werner, którego czas jakiś tak będziemy nazywali, oparł się o stół łokciami, co natychmiast naśladował i no-