Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

powiada przysłowie. Marta, jak wiemy, była z natury niesłychanie wiotka i delikatna. Dotąd jednak zdrowie jej w mężu żadnych obaw nie budziło. Nagle młoda kobieta zaczęła pokaszliwać i słabła z dniem każdym. Skarżyła się na ból w piersiach, szum w uszach i bicie serca.
Tak się zawsze zaczyna owa straszna i nieuleczalna jak dotąd choroba! Rozwinęły się u niej suchoty galopujące.
W chwili gdyśmy weszli z naszymi czytelnikami do pomieszkania Vaubaron’ów, choroba tak się wzmogła, że nie było już nadziei, żeby Marta żyć mogła... Słyszeliśmy z ust samego lekarza wyrok fatalny: słyszeliśmy, jak zapowiadał, że odtąd uważa swoje wizyty za zbyteczne.
Nie na tem koniec. Wiemy, że od dni kilku i mała Blanka zaczynała pewnemi symptomami budzić w ojcu obawę i najwyższy niepokój.
Na domiar do tych wszystkich boleści, łączyły się troski pieniężne, nierozplątane, a dojmujące do żywego. Choroba Marty bardzo wiele kosztowała. Ze wszystkich stron cisnęły długi, krzykliwe i nieubłagane. Nie było dnia prawie, żeby nie napadano na nieszczęśliwego Vaubarona. nawet w jego własnem pomieszkaniu, żeby nie upominano się wytrwale, a najczęściej w sposób grubiański, o mniejsze lub większe kwoty: a wszystko trzeba było ukrywać przed Martą najstaranniej, uspokajać ją przez rozmaite wykręty i kłamstwa świątobliwe.
Nie wspomnieliśmy dotąd o długu najważniejszym, i mogącym mieć dla Jana następstwa naj-