Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A kiedyż to było?
— Przedwczoraj.
— Tandeciarzowi pan mówisz?
— Tak jest.
— Jakże się ten tandeciarz nazywa?
— Laridon.
— Gdzie on mieszka?
— Na ulicy Pas-de-la-Mule, w przyziemiu tego samego domu, gdzie i ja mieszkam.
Sędzia wziął blankiet do ręki, a napisawszy kilka słów, zaadresował i skinął na żandarma. Gdy ten przystąpił, wręczył mu papier mówiąc:
— Weź pan dorożkę, poszukaj niejakiego pana Laridona i sprowadź go natychmiast razem z książką, w której sprzedane lub kupione rzeczy zapisuje.
Żandarm oddał wojskowy ukłon i opuścił kancelaryą nie mały robiąc hałas ostrogami i szablą.
Przerażony tym nowym walącym się nań wypadkiem Vaubaron stał się niepewnym, pomieszanym i znajdywał się w położeniu człowieka pod wpływem przykrego snu zostającego. Mógł wprawdzie słyszeć, lecz najzwyklejszych rzeczy nie był w stanie jasno pojmywać.
Tak na przykład nie mógł pojąć jakim sposobem dłutko, które Laridonowi sprzedał na stół sędziego dostało się. Ani mu na myśl nie przyszło że to narzędzie mordercy do spełnienia zbrodni służyć musiało i nie drżał na myśl, że to mordercze żelazo, które przed kilkoma dniami jeszcze jego własnością było — teraz w rękach sprawiedliwości straszną będzie bronią przeciwko niemu.