Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

osobiście chciał się przekonać, azali zarządzono co potrzeba. Nikt nie przemówił choćby słowo.
Mechanik, który się spodziewał, że go pytać będą, powstał szybko i był gotów odpowiadać myśląc:
— Bogu dzięki! Więc przecież mnie raz wyrwą z pożerającej niepewności, przesłuchają i wymierzą sprawiedliwość. Może już za godzinę będę uwolniony.
Potem żandarmi wzięli Vaubarona pod ręce i wyprowadzili z kaźni. Urzędnicy postępywali przodem a dyrektor z tylu. Tak uszykowani szli wszyscy ponuremi korytarzami więziennego budynku.
Nie ma nic przykrzejszego jak widok takiego pochodu w labiryncie krzyżujących się kurytarzy, kędy od wielu set lat tylko zbrodniarzy wodzono. Kilkakrotnie zdybywali się z ludźmi kupkami stojącymi. Wszyscy zwracali ciekawe oczy na kajdaniarza przez dwóch żandarmów prowadzonego.
Vaubaron palił się od wstydu, gdy mimo ludzi przechodząc słyszał szeptane słowa:
— Oto jest morderca z ulicy Pas-de-la-Mule!
Zdawało mu się, że umrze z powodu niemożliwości rozprószenia tych podejrzeń. Wreszcie wszedł więzień i towarzyszący mu ludzie na korytarz, gdzie było mnóstwo drzwi liczbami oznaczonych. Były to kancelarye urzędników sądowych.
Dozorca wskazał palcem na jedne z tych drzwi. Urzędnicy otworzyli je, i żandarmi wprowadzili więźnia do wnętrza, nie puszczając go z rąk ani na chwilę.
Vaubaron stał tedy przed sędzią śledczym, w którego mocy było po pierwszem przesłuchaniu bądź