Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie mogę powiedzieć „tak”.
— Dlaczegóż pani nie możesz?
— Ten stary głupiec, zapewne nie spi, a chociaż przypadkiem zasnął, toby się zaraz obudził gdyby kto do jego pokoju wszedł. Cóż dopiero gdyby się kto tknął jego poduszki.
— Cóż to może znaczyć? Nie brakuje pani na dowodzie tłumaczenia się. Powiedz pani żeś się obawiała, czy mu nie jest gorzej i żeś przyszła aby mu co podać. Przy tej sposobności będziesz mogła dopiąć swego.
— Jeżeli pani klucz posiądziesz — mówił dalej Rodille — to udasz się potem do gabinetu, otworzysz skrzynię, wyjmiesz testament i przyniesiesz mi do salonu. To wszystko może się stać w jednej minucie.
— A co pan myslisz zrobić z testamentem?
— Przeglądnę go, podczas gdy pani nacieraniem, herbatą i pociechą będziesz się starała uśmierzyć cierpienia barona. Taki papier można prędko przeczytać. Przekonawszy się o jego treści, zwrócę go pani w tym samym stanie, w jakim mi go wręczyłaś, a pańską troską dalej będzie zanieść go na dawne miejsce, na co nawet minuty czasu nie potrzeba.
— To wszystko jest bardzo piękne, lecz nieprzełamana przeszkoda czyni wykonanie wcale niemożliwem.
— Cóż to za przeszkoda?
— Jest nią koperta opieczętowana, a na pieczęci znak barona wyciśnięty pierścieniem, który zawsze