Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Myślałem także o testamencie starego.
— A! ten jest w najlepszym porządku.
— Czytałaś go pani?
— To nie.
— Jeżeli tak jest kochana Urszulo, to nie wiesz wcale, jakie ostateczne rozporządzenie baron uczynił.
— Co? Toby nie miało być na moję korzyść? zapytała Renaud szyderczo — co do tego punktu jestem zupełnie spokojna. Baron mówił o tem ze mną więcej niż dwadzieścia razy, a potem komużby mógł w ogóle majątek zostawić?
— Nie ma dzieci — rzekła po chwili — nie ma żadnych krewnych, jestem wszystkiem dla niego, a chociażbyśmy przypuścili, iżby myślał o tem, aby mnie wydziedziczyć, to, czyż w takim razie nie byłby w najwyższym stopniu niewdzięcznym?
Rodille słysząc to, przygryzł wargi, aby nie wybuchnąć głośnym śmiechem, bo to, że Urszula mówiła o niewdzięczności barona, wydało mu się nad miarę komicznem.
— Masz zupełną słuszność, ty wzorze Wenery — rzekł po kilku sekundach, których użył, aby powściągnąć ochotę wynurzenia wesołości — masz zupełnie słuszność i jestem daleki od tego, abym nie uznał tego, co mówisz, lecz tacy starzy ludzie są zwykle dziwaczni i widziano już często, że najlepsze spadki z rąk się wysuwały tym, którzy się uważali za najpewniejszych dziedziców.
— To u mnie nigdy nie nastąpi, daję na to w zakład moje głowę! Baron jest do mnie przywiązany więcej, niż o tem mówić mogę.