Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Vaubaron wstał, widząc samego tandeciarza i wysunął się z kąta.
— Ah, przepraszam! zapomniałem o kochanym sąsiedzie na śmierć, czem mogę służyć? przemówił kupiec.
Mechanik rozwinął zwolna pakiecik, i z rumieńcem wstydu na czole rozłożył na kantorze swoje narzędzia.
— Radbym się tego pozbyć — szepnął głucho, oczy spuszczając. — Może pan kupisz?
— I owszem!... Będzie to jednak od ceny zależało...
— Ileż pan dajesz?
— Niech wprzód usłyszę, ile pan żąda... Ale cóż to się znaczy sąsiedzie, że już narzędzia sprzedajecie? Musi być kręto koło was, co?
— Naturalnie, — Jan odpowiedział z taką szczerością rozpaczliwą, że aż Laridon uczuł się tem prawie wzruszony. — Idzie mi coraz gorzej... nie ma kęsa chleba w domu.
Wzruszenie tandeciarza było zjawiskiem niesłychanem, a takie zjawiska fenomentalne nie trwają długo. Po tem tedy wzruszeniu nieprawdopodobnem nastąpiło rozumowanie nader loiczne:
— Skoro nie ma chleba w domu, sprzeda mi te narzędzia za ćwierć ceny...
Lichwarz bezecny był niejako uosobistnieniem tej myśli, prostej a jasnej.
— Żal mi pana serdecznie, kochany sąsiedzie — wtrącił słodziutko jak zawsze — i radbym mu szczerze dopomódz... No, ileż chcecie za to wszystko?