Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dostatnio a nawet zadawalniać swoje dzikie i lubieżne zachcianki.
W chwili gdy Vaubaron przekraczał próg magazynu, tandeciarz nie był sam.
Rozkładał przed jakąś klientką, wyjmując z dużego pudła, gdzie były zepchane w największym nieładzie koronki rozmaite: rozkładał pyszny garnitur ze starej gipiury weneckiej i równie stare koronki flandryjskie. Wszystko to było ukradzione.
Klientka tandeciarza liczyła lat ze czterdzieści, na pierwszy rzut oka jednak wydawała się o wiele młodszą, dzięki niesłychanej kokieteryi i staraniom drobiazgowym, aby wystroić się najbardziej do twarzy.
Ta kobieta musiała być kiedyś piękną, ale pięknością zmysłową, pospolitą a pełną pretensyi. Wzrostu małego, dziś trochę już za otyła, ściskała się gorsetem bez miłosierdzia, aby kibić utrzymać ile tyle wciętą w pasie. Krew, nie mogąc swobodnie krążyć po żyłach, uciskanych z prawdziwem okrucieństwem przez brykle żelazne i rogi w gorsecie, mściła się, uderzając gwałtownie do twarzy. Policzki też zaczynały się trądem pokrywać, a nosek, niegdyś bardzo foremny i cieniutki, grubiał i na koniuszku przybierał przybierał odcień fioletowy, widoczny mimo potężnej warstwy blanszu na całej twarzy.
Włosy kręte i bardzo gęste były tak czarne jak skrzydło kruka, i dotąd ani jedna nić śrebrna w nich nie świeciła. Oczy czarne, wypukłe, z białkiem jakby z perłwoej macicy, iskrzyły się blaskiem młodocianym.