Strona:PL Moj stosunek do kosciola.djvu/022

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu udało się rozmawiać bezpośrednio z bóstwem i odbierać od niego wskazówki dla dwunogich, obdarzonych olbrzymią dozą zarozumiałości i megalomanji. Każdy z nas dowiaduje się o „Objawieniu” od swego otoczenia: od piastunek, od rodziców i wychowawców, od kapłanów danego wyznania, albo istotnie wierzących w możność „objawienia”, albo też obłudnie udających, że w nie wierzą. Przestawszy być analfabetami, potwierdzenie legendy objawieniowej znajdujemy w książkach partyjnych.
W każdym razie ja osobiście wierzyłem przez pewien czas w „objawienie boskie”.
Byłem też czcicielem kleru i jego wiernym poddanym. W związku z tem „przypominam sobie z wczesnego dzieciństwa wrażenia niezbyt budujące. Mieszkałem z rodzicami w Porębie, wsi kościelnej niedaleko od Ostrowia i Pułtuska, w dzisiejszej ziemi Łomżyńskiej. Otóż w tej wsi był proboszcz w starszym już wieku, na którego w swej dziecięcej naiwności patrzyłem z wielką czcią, bo zdawało mi się, że głowę jego otacza aureola na podobieństwo promieni i kręgów, okalających na obrazkach głowy świętych płci obojej. Prawdopodobnie memu proboszczowi kurzyło się z czupryny. Otóż o tym czczonym przezemnie księdzu opowiadano sobie poufnie, ale tak, że opowiadania te obijały się o moje uszy, iż miał on kolejno po sobie dwie gospodynie: najprzód matkę a potem córkę, która była też jego własną córką. Prawdopodobnie była to potwarz czy też oszczerstwo; ale już możność podobnej potwarzy czy też oszczerstwa przemawia chyba jaskrawo przeciw celibatowi. Ja byłem wówczas jeszcze na tyle naiwny, że w tej kolejności księżych gospodyń nie widziałem nic zdrożnego”. („Dobrodziejstwa celibatu czyli bezżeństwa księży”. „M. W.” 1923. № 12, str. 4).
„Kiedy w r. 1857 wstąpiłem do klasy trzeciej Gimnazjum Realnego w Warszawie, musiałem wraz z całą klasą i wraz z całą szkołą uczęszczać codziennie przed rozpoczęciem lekcji już o wpół do ósmej zrana do kościoła panien Wizytek na nabożeństwo uczniowskie, odprawiane dla nas przez jednego z księży prefektów. To traktowanie nas jak trzody wyznaniowo musztrowanej musiało prawie we wszystkich nas tłumić i zabijać prawdziwy nastrój religijny i modlitewny indywidualny.