Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 02.pdf/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zbyt czarująca. Niech cię podziwiają. Pod tym względem nie jestem zazdrosny.
Stefcia uśmiechnęła się.
— Uważajmy na scenę. Niech pan patrzy: hrabina oglądała strój Diany.
— Nie będzie piękniejszą od ciebie.
— Ale jak gra! jaki głos! jest nadzwyczaj dystyngowaną prawda?
— Bardzo dobrze odtwarza typ arystokratki z początku stulecia. Ale uważa pani? — oni dochodzą do celu.
— Kto?
Waldemar ściągnął brwi i usta.
— Cicho! zakochana para obok nas — szepnął jej do ucha.
Jego wąsy musnęły Stefcię w skroń. Drgnęła, poczuła ogień w żyłach, różowość oblała jej twarz i szyję, aż do pęku fijołków. Waldemar pochłaniał oczyma te łuny, rozlewające się delikatnie a wyraźnie. Aksamitne płatki kwiatów błysnęły jaśniej na różowym pokładzie. Jemu zadrgały nozdrza, oczy zdawały się gorzeć; namiętne cienie mignęły mu na twarzy, usta zaciął jakby z nadmiaru pożądania. I wchłaniał subtelny, a ledwo wyczuty zapach perfum, które sam dla niej wybrał, i gniótł w nerwowej dłoni wachlarz Stefci. Ogarnia go szał jakiś. Widział, jak ciemno-złote loczki wiły się na pięknym karku, jak pierś dziewczyny opadała szybko, jak jego blizkość czyniła na niej podniecające wrażenie. Patrząc na ciepły, różowy ton jej ciała w zorzy rumieńca, szepnął przez zaciśnięte zęby:
— Obiecujący płomień!
Stefcia zaróżowiła się jeszcze silniej.
— Rozkoszna moja!
Wtem spadła zasłona.
Waldemar oprzytomniał. Stefcia mrużąc oczy z powodu mnóstwa świateł spojrzała na Ritę i Trestkę. Zauważyła, że i oni są pod jakiemś wrażeniem.
Zabrzmiały oklaski i wywoływania. Artystka zbierała hołdy, kłaniając się z wdziękiem.
Nagle zaszumiao w teatrze. Publika wstawała z krzeseł. W lożach mieniło się od czarnych fraków wchodzących i wychodzących panów. Orkiestra zaczęła grać.
— Jesteś pod pręgierzem spojrzeń — rzekła księżna do Stefci.
Dziewczyna zmieszała się, wzięła z poręczy loży bukiet storczyków i przysunęła go sobie do ust.
Nachylił się nad nią Waldemar.
— Jedyna moją, patrzą na ciebie. Bądź odważną.
Stefcia uśmiechnęła się do niego. Uczuła nagły przypływ energji.
— Dobrze, będę odważną.
— Złota moja!
— Spojrzyjcie państwo na drugi rząd krzeseł — szepnęła panna Rita — ktoś znajomy, ten ładny młodzieniec z kwiatem w butonierce.
Stefcia i Waldemar spojrzeli we wskazanym kierunku. Ona cofnęła się natychmiast.
— Prątnicki — rzekł Waldemar.
— Gdzie? gdzie? — pytał Trestka, wychylając głowę.