Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 02.pdf/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Panna Rita wskazała mu go wzrokiem.
— Poznałam go od razu, ale on nas jeszcze nie widzi, lornetuje amfiteatr. Wyobrażam sobie jego minę.
— Dozna wrażenia, jakby mu teatr leciał na głowę. Une belle chance! — dorzucił Trestka.
— Dajcie mu państwo spokój — rzekła Stefcia.
Panna Rita mówiła, gryząc w zębach paproć z bukietu:
— Zdetonuje się biedak na widok byłego szefa, z którym mu się notabene bajecznie nie udało.
Waldemar wzruszył ramionami.
— Panna Stefanja ma słuszność. Zostawcie go własnym jego wrażeniom. Miłe nie będą z pewnością.
Lornetka Prątnickiego, zsuwając się z amfiteatru, zatrzymała się na loży ordynata.
Strojny młodzieniec zadrżał, lornetkę odjął od oczu, spojrzał, nie wierząc samemu sobie, i poczerwieniał, jakby po wymierzonym policzku.
Stefcia, wyraźnie Stefcia! w otoczeniu arystokracji, którą znał, a za nią sam ordynat!
Teraz dopiero Prątnicki zauważył, że wiele osób patrzy na lożę, usłyszał szepty. Odruchowo sam zapytał swego sąsiada, jakiegoś młodego jegomościa:
— Przepraszam pana, ale... kto to jest?
— Pan nie wie? To narzeczona ordynata Michorowskiego. Zaręczyli się w karnawale. Śliczna, co?
Prątnicki osłupiał.
Więc pogłoski sprawdziły się? Długi czas nie wierzył w nie. Z ojcem nie korespondował i nic nie wiedział o zajściach w Ruczajewie. By tak zdumiony i ogłupiały, że przez chwilę stał, jak słup. Trestka uważał na każdy jego ruch i zaczął się cicho śmiać.
Wtem Prątnicki spotkał wzrok ordynata;
Otrzeźwiał. Wziął kapelusz, udając brawurę, i bardzo czerwony wyszedł z krzeseł.
W środkowem przejściu naprzeciw loży ukłonił się z wielką elegancją całą figurą. Wszyscy z loży skinęli mu głowami uprzejmie, lecz bez uśmiechu, jak się kłania komuś, z kim stosunki nie są pożądane. Tylko Trestka miał komiczną minę. Prątnicki oblany warem, mocował się, ale wyszedł z podniesionem czołem.
W loży więcej o nim nie mówiono.
Waldemar nachylił się do Stefci.
— Wychodzę odwiedzać znajomych. Może przynieść paniom chłodników.
— Ja dziękuję — odrzekła Stefcia.
Ordynat z Trestką wyszli. Stefcia zaczęła otwierać białe atłasowe pudełko z cukierkami, ofiarowane jej przez narzeczonego.
Odzyskała już swobodę, rozmawiała z księżną i panem Maciejem nie uważając na lornetki, skierowane na nią ze wszystkich stron. Księżna cieszyła się z jej powodzenia, sama rozkoszując się jej widokiem.
Panna Rita milczała, cofnięta w głąb loży. Ubrana w wygorsowaną suknię, wachlowała się sennym ruchem, nie zwracając uwagi