Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 02.pdf/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drzeć ich sobie nie pozwolę, a dobrowolnie ordynacji, stanowiska i tytułu się nie wyrzeknę, choćby dlatego, żeby złożyć to wszystko w hołdzie ukochanej kobiecie.
Cichy szmer rozszedł się po sali. Hrabia Morykoni patrzał na ordynata, nie wierząc własnym uszom. Starsza księżna szeroko otwarte źrenice wpiła w dumną postać mówiącego. Pan Maciej zwiesił głowę, w twarzy miał podziw i wstyd, jakby po tylu latach teraz dopiero odczuł go wyraźnie.
Po chwilowej ciszy Waldemar począł znowu, coraz więcej się zapalając:
— Ożenię się z panną Rudecką wbrew utartym zasadom mego rodu wedle waszych pojęć, czyli, że małżeństwo moje nazwiecie mezaliansem. Nie wzrusza mnie to: ja mam pojęcia inne. Żenię się, powodowany uczuciem, i szczęśliwy jestem, że mogę nie oglądać się na partję, ani na posag. Nie będę wyliczał zalet panny Rudeckiej, gdyż kto ją zna, sam osądzić może. Nadmienię tylko, że jest starannie wykształcona i dobrze wychowana, przytem dumna i ambitna o wiele więcej od pewnych panien z naszej sfery, które potrafią same oświadczać się mężczyznom. Powierzchowne i wewnętrzne zalety panny Rudeckiej odpowiadają w zupełności stanowisku, jakie zajmie w naszej sferze.
— To za mało — przerwała hrabina Morykoniowa. — Na stanowisko ordynatowej Michorowskiej powierzchowne i zewnętrzne zalety to za słaby atut. Można mieć wygląd cesarski, a nie być nawet paziem.
— Tak — wycedził hrabia — pod purpurę płaszcza Michorowskich nie można kłaść byle aksamitu — tylko gronostaje.
Ordynat rzucił się na fotelu.
— Ona ma jeszcze inne zalety. Ona potrafi nosić swoje nazwisko i mój tytuł, będzie dobrym typem wielkiej pani. Stanie się również dobrą matką naszego rodu, nie zawiedzie nas w swej godności. Moje miljony nie zaślepią jej, gdyż jest delikatna i inteligentna. Dla was ona może być niepożądanym intruzem, dla mnie jest wybraną jedyną kobietą i wymagam, abyście ją przyjęli z należnem uznaniem. Przestanie być dla was panną Rudecką, a będzie Waldemarową Michorowską, ordynatową głębowicką i waszą krewną.
Pani Idalja parsknęła przykrym śmiechem.
— Rudecka naszą krewną? Nie, to więcej, niż śmieszne, to jest obrażające!
— Dlaczego? — spytał Waldemar spokojnie.
— Jakto! ty się o to pytasz? Doprawdy, nie myślałam, że potrafisz się tak po studencku zakochać.
— Powiedz lepiej, ciociu, po gminnemu, boś to miała na myśli. W naszych pojęciach tylko prostakom wolno mieć uczucia. Rozumiałbym wasze oburzenie, gdyby panna Rudecka była osobą nie z towarzystwa....
— Bo i nie jest nią — przerwała pani Idalja.
— Ach tak? Ciekawym, jakie jeszcze zarzuty spadną na moją narzeczoną, bo sypią się już jaskrawe, na jakie odpowiedzi niema.
Hrabią Morykoni potarł dłoń o dłoń i wyseplinił: