Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/093

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

To właśnie najbardziej zastanawia. Nasi ludzie rzadko kochają, gdy się ich trzyma w rękach, a kiedy im wszystko wolno, przestają szanować. U pana inaczej. Jest dyscyplina, wielki posłuch, szacunek i miłość ludu. To fenomenalne! Niech mi pan powie, czemu się to dzieje?
— Bardzo proste — odparł Waldemar — wymagam wiele od ludzi i trzymam ich nawet trochę feudalnie, ale dbam — o wszystkie ich potrzeby. Dobrze jedzą, dobrze mieszkają, nie tyranizuję ich i jestem sprawiedliwy. Oto cała umiejętność. Nie gnębię ich sądami, tylko sam wymierzam kary, naturalnie nie cielesne.
Roześmiał się.
— Przytem lud tutejszy jest dobry — dodał.
— Nie wszędzie. To także przywilej pańskich dóbr — odrzekła Rita.
— Widocznie wszyscy Michorowscy trzymali się tego systemu.
— Ale nie wszyscy byli tak lubiani jak pan. Pan Maciej nigdy nie cieszył się taką popularnością, ani też pański ojciec.
— Mamę wspominają zawsze, nazywają aniołem.
— Bo córka ciotki Podhoreckiej nie mogła być inną. Zna pan stosunek włościan w Obronnem do cioci, na rękach ją noszą. Ale to co innego: ciocia jest kobietą i nie zajmuje się zarządem, ani gospodarstwem, o ludzi natomiast również bardzo dba. U pana ten stosunek idealny bardziej zastanawia.
Trestka zrzucił nerwowo binokle, co znaczyło, że chce mówić.
— Słuchajmy! — zawołali wszyscy ze śmiechem.
Trestka patrzał osowiałym wzrokiem i rzekł, machnąwszy ręką:
— Ja tam jestem zawsze na złej stopie z chłopstwem i ani myślę się starać o zmianę stosunku. Mam dbać o ich chałupy i żołądki, kiedy oni mi wypasają łąki i zboża.
— Niech pan ureguluje serwituty.
— Nie mam czasu. Zresztą przyzwyczaiłem się już do procesów. Nie ciężą mi.
— Jest się czem chwalić — wzruszyła ramionami panna Rita. — Niema pan czasu! A cóż pan robi, ciekawam?
— Staram się o panią — rzekł zapytany z szorstką otwartością.
Waldemar i Stefcia wybuchnęli śmiechem.
— Czyli wynika z tego, że pani jest bezpośrednią przyczyną ciągłych procesów pana Trestki — powiedział ordynat.
— Na które jednak pan Trestka znajduje czas — wtrąciła się złośliwa Rita.
— Myli się pani! Wszelkie procesy prowadzi mój administrator. Ja w Ożarach tem się nie zajmuję.
— Tylko czem?
— Oborą i młynem parowym.
Panna Rita zaśmiała się.
— A prawda! Przypominam sobie opowiadanie naszego stangreta. Kiedyś niechcący usłyszałam w stajni, że dziedzic ożarowski cały dzień siedzi w młynie i bicze kręci. Musi ich pan mieć ogromny zapas.
Trestka nic nie odpowiedział.
Wjechali na pole słodkowickie, gdzie znowu szeregi żniwiarek i żniwiarzy pod dozorem rządcy Klecza pustoszyły łany złotej pszenicy.
Zapadał zwolna wieczór.