Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Oboje z mężem uważaliśmy, że to niemożliwe.
Waldemar spytał porywczo:
— O czem tu mowa? Nie rozumiem.
— O moich latach. Dodałam sobie powagi — śmiała się Stefcia.
— Niech pani ten wywiad zapisze w dzienniku. Niesłychane!
Waldemar mówił jakby od niechcenia, ale z widoczna ironją.
Hrabia, dotknięty, spojrzał z niechęcią na żonę i rzekł wolno, jak zwykle:
— Mylisz się, Loro. Nigdy nic podobnego o latach panny Rudeckiej nie mówiłem.
— Mais, mon cher, zapomniałeś.
Hrabia nie zdążył odpowiedzieć. Wszedł kamerdyner, oznajmiając, że podano do stołu.
W salonie zrobił się ruch. Ordynat podał ramię hrabinie i powiedział z widoczną irytacją:
— Kwestję chronologji trzeba odłożyć na czas nieograniczony, teraz służę pani.
Hrabina mówiła mu coś ze śmiechem, czego już Stefcia nie słyszała.
Odeszli.
Hrabia spojrzał bystro dokoła i ruszył do pani Idalji. Stefcia została sama. Widziała pary, idące do sali jadalnej, i była to dla niej znowu przykra chwila. Wyrzucała sobie, iż nie wyszła wcześniej, gdyż wtenczas ominęłoby ją powtórnie wchodzenie przy wszystkich.
W tej chwili podbiegła Lucia i, wsuwając rękę pod ramię Stefci, zawołała ze śmiechem:
— Wszystkie panie mają swoich rycerzy, a my pójdziemy z sobą. Zwiodłam pana Ksawerego. Mama poleciła mu, żeby panią prowadził, ale mu powiedziałam, że pani idzie z kim innym. Bo chyba pani woli iść ze mną. Prawda, panno Stefanio?
— Ależ naturalnie! Doskonale zrobiłaś. Zresztą możemy sobie wyobrazić, że naprzykład ja jestem kawalerem.
— Oho! pani do kawalera niepodobna, prędzej panna Rita, tylko bez tej kokardy na głowie i gdy jest w amazonce.
Weszli do sali jadalnej.
Znowu kilka par oczu obrzuciło Stefcię ciekawemi spojrzeniami. Na końcu stołu siedział pan Ksawery, mając po obu stronach dwa miejsca dla Stefci i Luci.
Gdy Stefcia usiadła, pani Elzonowska spojrzała na nią z pod zmrużonych powiek i rzekła z intonacją w głosie:
— Myślałam, że już pani nie przyjdzie.
Stefcię oblała gorąca fala krwi. Zawahała się, co ma odpowiedzieć.
Przyszedł jej z pomocą i tym razem Waldemar. Zagadnął o coś panią Idalję. Położenie młodej dziewczyny zostało uratowane.
Gwar przy stole odżył na nowo. Rozmowy, śmiechy, dowcipy płynęły coraz gęściej. Ale dobre usposobienie Stefci minęło. Siedziała milcząco, prosząc Boga, aby kolacja skończyła się jaknajprędzej.
Wszyscy rozmawiali, milczała tylko ona i pan Ksawery. Ten był pochłonięty widokiem roznoszonych półmisków i tem, co miał na talerzu. Stefcia natomiast myślała ciągle, że jest intruzem, czuła się samotną, jak pomiędzy wrogami. W głowie wirowały jej bezładne marzenia, więc: Ruczajew, przyjazd do Słodkowic, sprzeczki z Waldemarem, jej dzisiejsza rozmowa z hrabiną.