Strona:PL Miriam - U poetów.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Gdy pojechali nasi nędzni konsulowie
Do Lodi i tam mieczów dobywszy w połowie
Przysięgali mu wierność. We cztery dni potem
Pojechało nas trzystu, by wspaniałych, złotem
Wyszywanych, trzydzieści sześć naszych sztandarów
Pod nogi jemu rzucić. Oprócz innych darów,
Burmistrz Guitelmo podał mu od zburzonego
Miasta klucze na tacy. Wszystko do niczego.“

„Czy pamiętacie“ — mówił Alberto Giussano, —
„Ów dzień szóstego marca? Chciał, by mu oddano
Na łaskę i niełaskę — lud, wojsko, sztandary!
Z trzech bram miasta rajcowie wyszli, jak ofiary,
Carroccio jak do boju strojne chorągwiami
I masy ludu smutne, płaczące, z krzyżami.
Po raz ostatni przed nim z carroccio zabrzmiały
Trąby — i zadrżał nagle, pochylił się cały
Wyniosły maszt sztandaru i dumnie wiejąca
Chorągiew nasza padła. On dotknął jej końca.“

„Czy pamiętacie“ — mówił Alberto Giussano, —
„Jak w pokutnej odzieży, z twarzą łzami zlaną,
Bosi, w strykach na szyi, na głowie z popiołem,
W proch padaliśmy przed nim i pokornie czołem
Biliśmy w ziemię, albo jak wznosząc ramiona
O litość go błagała ludność przerażona.
Rajcy, księża, rycerze, wszystko naokoło
Płakało. Głuchy na to, stał dumnie, wesoło,
Od cesarskiej chorągwi nie ruszając krokiem,
I patrzał na nas zimno swem błyszczącem okiem.“

„Czy pamiętacie“ — mówił Alberto Giussano, —
„Jak nazajutrz hańbiące prośby powtarzano.