Strona:PL Miriam - U poetów.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Par des chemins obscurs hantés des mauvals anges...



Czarny bóg.

Przez drogi, kędy ciemne chadzają anioły,
Przez pełne form dziwacznych, bez nazwy rozdoły,
Przez morza bezsłoneczne, gdzie wśród wałów piany,
Śród lodowców — tan ślepe zawodzą orkany,
Przez podrążone w mroczne przepaście skaliska,
Przez kniej głębie straszliwe, gdzie szczyt każdy ciska,
W mroku gubiącym kształty, deszcz krwi, — niosłem kroki
W kraj przeklęty, gdzie iść mi kazały wyroki.
Tam, chwiejące się we mgłach pagóry bazaltu
Walą się ociężale w jeziora asfaltu,
Których fale wzdymają się sennie, bez mocy.
Przeciągłe loty kruków tworzą noc śród nocy,
Chaos nierozeznalny, skrzydeł Czarnych dreszcze,
Rysujące toń mroków — skróś — w mory złowieszcze;
Potem zimne rozbrzaski, któż wie, zkąd idące,
Budzą światło dnia blade, chorobliwe, drżące...
I chram-olbrzym, z onyksu i hebanu cały,
Czeka czarnemi schody na tłumów nawały.

Tam, w cieniu wiecznym włada bóg czarny, ponury,
Po srogiej jego twarzy błądzą zwątpień chmury.
Zwie się myślą. By zgasić gorączkę, co żre go,
Mózgami krwawiącemi wilżą usta jego.