Strona:PL Miriam - U poetów.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jam zbudzona, zwycięska! Z rozkoszy drżę cała
Na wspomnienie, jak zdobycz ma wiła się, drgała
W matni, którą dłoń moja utkała jej wierna.
Bogowie nie wiedzieli, jak straszna, niezmierna
Nienawiść mną miotała — i jeszcze mną miota —
Ku temu, który klątwą był mego żywota!
Trzykroć cięłam, jak byka wściekle ryczącego,
I trzykroć krwi gwałtowna, ciepła fala z niego
Trysła na moje szaty! Boso upragniona,
Słodsza dla serca mego, niż dla ziemi łona
Twój deszcz świeży, o Zeusie, po lipcowym skwarze!
Talth. Zdumiewa mię twa śmiałość, zda nu się, że marzę.
Klit. Rzekłam! Chwalcie lub gańcie. Cóż mi wasze głosy!
Zwierzę padło, niepróżne zadawałam ciosy.
Eur. Kobieto, jakież straszne Hadesu trucizny.
Jakiż owoc, wyrosły z puszcz cierpkiej płaszczyzny,
W usta, w krew jad ci wlały? Jaki szał wściekłości
Tchnął ci potworną śmiałość w serca głębokości,
By mordować małżonka, co ufnie się chyli,
I coś bogom zrobiła, że-ć to dozwolili?
Klit. Moje dłonie pełniły czyn, o którym rzekłam.
Dobry jest! Chlubny dla mnie.
Talth. Nie kłam nędzna, nie kłam!
Na pierwszą wieść o zbrodni, w której szukasz chwały,
Precz z Argos cię wyżenie lud nasz rozszalały.
W obrzydzeniu u wszystkich, włóczęga bezdomna,
Jak zwierz dziki w dal pierzchać będziesz, wiarołomna,
Bez spoczynku, pytając wciąż siebie: „Gdzie dążę?“
Droga cię, którą przejdziesz, kląć będzie!
Klit. A on-że!