Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ośmielasz się mówić do mnie w ten sposób, ty?... Nie, to rzecz niesłychana... Gdy go podniosłam z błota, tego pięknego pana, pogrążonego w lichwiarskich długach... skompromitowanego w klubie... gdy go wywlokłam ze śmietnika... ach... nie byłeś wtedy dumny... Twoje nazwisko, nieprawdaż?... Twój tytuł?... Ach, były one czyste, to nazwisko i tytuł, na które woźny z sądu nie chciał dać sto su... Ach, możesz je sobie zabrać i obetrzeć nimi....... I taki mówi o swojem szlachectwie... o swoich przodkach... ten pan, którego kupiłam i którego utrzymuję!... A więc nie chcę tego... szlachectwa... Co do twoich przodków... spróbój ich zastawić, to zobaczysz, czy ci dadzą choć dziesięć su za te mordy bojarskie... Dosyć tego dobrego... słyszysz! nigdy... nigdy więcej!.. Zabieraj się, idź do swoich graczów, karciarzy, oszustów... do swoich ladacznic i makarel!..
Była przerażająca...
Nieśmiały, drżący, ze zgiętemi łopatkami, z oczami upokorzonemi pan stał wobec tego potoku plugawego... Spostrzegłszy mnie uciekł za drzwi, a pani krzyczała jeszcze w korytarzu, przyczem stała się jeszcze ohydniejszą...
— Makarele... obrzydliwi makarelarze!..
I padła następnie na swój długi fotel, zwyciężona strasznym atakiem nerwowym, który starałam się załagodzić eterem, podsuwając jej flakon pod nos.
Ochłonąwszy, zaczęła znów czytać romanse miłosne i układać w szufladach. Pan bardziej niż kiedykolwiek zajął się kładzeniem pasjansów i podwoił przegląd kolekcji swoich fajek...
No, i rozpoczęła się korespondencja... Na razie nieśmiała, w odstępach czasu, wkrótce podwoiła się... Bezustannie musiałam biegać, niosąc groźby, wypisane na bilecikach w formie serc, z pokoju pani do gabinetu pana i naodwrót. Ach, to było nad wyraz komiczne!..
W trzy dni po tej awanturze, gdy pani czytała różowy list od pana ozdobiony bronią, nagle zbladła i w tejże chwili zdyszana spytała: