Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kawały mięsa, butelkę wina, owoce i ciastka i wszystko to mały zanosił swoim rodzicom.
— Czemu przyszedłeś dziś tak późno? — pytała Eugenja.
Mały tłumaczył się1 nieśmiało:
— Dlatego, że musiałem siedzieć i pilnować domu, bo mama wyszła.
— Mama... mama... Ale czy to prawda?...
Westchnęła, utkwiwszy oczy swe w oczach dziecka, i oparłszy ręce na jego ramionach, utyskiwała:
— Gdy się tak opóźniasz, zawsze się czegoś obawiam. Nie chcę, abyś się spóźniał, mój drogi... Powiedź matce, że jeżeli będzie się to powtarzało... w takim razie nie będę dla niej nic dawała...
I z drżącemi nozdrzami, drżąc na całem ciele, szeptała:
— Jakiż ty jesteś śliczny, moje kochanie! Och! ta twoja twarzyczka... ta maluchna twarzyczka... nie chcę, aby ktoś inny ją pieścił... Dlaczego nie włożyłeś dzisiaj swoich pięknych żółtych butów?... Chcę, abyś miał wszystko ładne, gdy tu, przychodzisz... Ach, te twoje oczy... te wielkie łobuzerskie oczy, ty, mały rozbójniku!... Założyłabym się, że patrzyły one na inną kobietę! A te twoje usta... te usta! co one porabiały te usta?...
Uspakajał ją, uśmiechając się i kołysząc na swych wątłych biodrach.
— Jak Bozię kocham, nic!... zapewniam cię, Nini... że nie blaguję... mama musiała wyjść... to jest prawda!...
Eugenja powtarzała swoje wymówki.
— Ach! ty niegodziwcze... ty niegodziwcze... nie chcę abyś strzygł oczami za innemi kobietami... twoja twarzyczka dla mnie... twoje usteczka dla mnie... twoje wielkie oczy dla mnie! Kochasz mnie, powiedz?
— Ależ tak... niezawodnie...
— Powiedz jeszcze!..
Chwyciła go za szyję, i dysząc, szepcząc słowa miłosne, wyprowadziła go do sąsiedniego pokoju.