Strona:PL Milton - Raj utracony.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dla ciebie, i że tylko nieświadomie
Skrzywdziłam ciebie, oszukana sama
W nieszczęsnej chwili! Z pokorą, u nóg twych
Błagam, abyś mnie nie pozbawiał tego,
Co moje życie stanowi, twych spojrzeń
Łagodnych, twojej pomocy i rady,
Jedynej mojej siły i oparcia
W tej ostatecznej niedoli. Gdzie pójdę,
Gdy mnie odpychasz? Gdzie mam pozostawać?
Póki żyjemy jeszcze — może tylko
Godzinę krótką — niech pokój zupełny
Nastąpi między nami. Jak nieszczęście
Wspólne nam było, tak niech nas połączy
Wspólna nienawiść do nieprzyjaciela,
Którego jasno nam wyrok wskazuje,
Strasznego Węża. Na mnie, już straconą,
Nie zwracaj gniewu za to, co się stało,
Bom nieszczęśliwsza od ciebie: oboje
Grzeszni jesteśmy, lecz ty przeciw Bogu,
Ja przeciw Bogu i tobie. O, wrócę
Do miejsca sądu, tam szlochaniem głośnem
Dopóty będę naprzykrzać się Niebu,
Aż zdejmie wyrok z twej głowy i włoży
Na moję, bom jest źródłem twej niedoli,
Na moję, słuszny przedmiot Jego gniewu!»
Płacz stłumił słowa; jej postawa korna
I nieruchoma, jej oczekiwanie
By jej przebaczył winę już wyznaną,
Wzbudziły litość i żałość Adama.
Ta, co niedawno życiem jego była,