Strona:PL Milton - Raj utracony.djvu/355

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale to próżno: wszystko, co spożyję,
Wszystko, co spłodzę, rozkrzewi przekleństwo!
O głosie, niegdyś z zachwytem słuchany:
«Mnóżcie się, Rośćcie!» brzmisz mi jak śmierć teraz!
W co mogę wzrastać, co pomnażać, oprócz
Przekleństw na swoję głowę? w przyszłych wiekach
Każdy z poczucia zła, którem na niego
Ściągnął, z przekleństwem wspominać mnie będzie.
«Źle zrobił Adam, nasz przodek skażony,
Jemu za wszystko podziękować trzeba.»
A takie dzięki to nowe przekleństwa,
Więc oprócz tego, które na mnie spadło,
Wszystkie się zbierać będą na mą głowię,
Odbiciem wracać do swego ogniska,
I choć należne, przytłoczą ciężarem.
O zbiegłe Raju rozkosze! jak drogo
Nieustającym bólem okupione!
O Stwórco, czym Cię prosił, byś mnie czynił
Człowiekiem z prochu ziemi? Czym Cię błagał,
Byś mnie wynosił z ciemności wieczystych,
I w tym rozkosznym ogrodzie sadowił?
A że mam byt nie z własnej swojej woli,
Byłoby słusznem znów w proch mnie obrócić,
Gdy pragnę zrzec się i zwrócić, com dostał,
Nie mogąc spełnić zbyt twardych warunków,
Na jakich miałem posiadać te dary,
O które nigdy nie czyniłem starań.
Już ich utrata dostateczną karą,
Czemuż ją zwiększasz uczuciem cierpienia
Nieskończonego? Nie mogę zrozumieć